W zbiorach prywatnych Pani Krystyny Dobrzańskiej-Sobierajskiej zachowała się bezcenna pamiątka, której córka Hubala nigdy wcześniej nikomu nie pokazywała. Jest to obrazek z wizerunkiem Świętej Rodziny ze Studzianny, który major Dobrzański wysłał swojej matce Marii do Krakowa niedługo przed śmiercią. Na kopercie w której obrazek jest przechowywany znajduje się ręczny dopisek: „napisane dla Matki Hubala który przesłał ten obrazek z pola walk Hubalczyków”.
Można przypuszczać, że major Dobrzański otrzymał obrazek od księdza Ludwika Muchy „Pyrka”, który wstąpił do oddziału Hubala. Przed wybuchem wojny ksiądz Mucha pełnił swoją posługę w klasztorze Filipinów w Studziannie. Tam też znajduje się sanktuarium z Cudownym Obrazem Św. Rodziny z Nazaretu. Obrazek do Krakowa dostarczył prawdopodobnie Józef Wyrwa „Furgalski”, który kilkukrotnie odwiedzał Marię Dobrzańską na polecenie Hubala.
W swojej książce „Pamiętniki Partyzanta” Wyrwa napisał: „Przed udaniem się do Komendy Głównej, Hubal wysłał mnie do matki. O ile sobie przypominam, nic ważnego do załatwienia w Krakowie nie było. Miałem zawieźć matce otrzymany w Piskorzeńcu dziennik bojowy, ale major zgodził się na moją propozycję, ażeby na razie z tego zamiaru zrezygnować (…)
Wiedziałem w jakich warunkach matka Hubala żyła. Kiedy byłem u niej po raz pierwszy, mieszkała jeszcze w swoim przedwojennym mieszkaniu przy Alei Słowackiego. Później Niemcy wysiedlili ją, dając jej małe, niewygodne mieszkanie — o ile się nie mylę pokój z kuchnią, przy bocznej ulicy (…). Matka Hubala żyła również w ciągłym niebezpieczeństwie. W każdej bowiem chwili mogło się wydać pokrewieństwo. W razie rewizji, znaleziony u niej dziennik bojowy jeszcze bardziej pogorszyłby jej sytuację. Matka Hubala była również zdania, iż rozsądniej będzie przechować wszelkie dokumenty u mnie. Będąc głęboko religijną, u Boga szukała pomocy. Major prawdopodobnie przeczuwał śmierć i dlatego pragnął za moim pośrednictwem przesłać matce ostatnie pozdrowienie i otrzymać od niej wiadomości. Z Krakowa przywiozłem list od matki z medalikami od Dominikanów, oraz wiadomość o mającej się odprawić w najbliższą niedzielę mszy św. na intencję majora i jego oddziału. Może i matka przeczuwała, że będzie to ostatnia niedziela jej syna na tym świecie.
Również i ja otrzymałem medalik od matki Hubala. Ofiarowałem go synowi. Przechowuje go jako drogocenną pamiątkę. (...) Medalik wręczyłem majorowi w obecności prawie wszystkich żołnierzy wolnych od służby, których powiadomiłem o mszy św., jaka miała być odprawiona w Krakowie na intencję oddziału (...).
Moja ostatnia rozmowa z Hubalem, po przyjeździe z Krakowa a przed wyjazdem do Warszawy, toczyła się w lasach spalskich. Było to 28 kwietnia 1940 r. Nad szałasem Hubala wisiał wieniec kolczasty.
To korona cierniowa, którą uwili mi rodacy — wskazał Hubal z cierpkim uśmiechem. Przeżycia ostatnich dni przygnębiły go. Rozpogodził się, kiedy mnie zobaczył. Widziałeś się z matką? — były jego pierwsze słowa. Oddałem majorowi list, medalik i poinformowałem go o mającej się odprawić mszy świętej.
Biedna Matuś — rzekł Hubal półgłosem czytając list. Ona mnie rozumie, wie że innym być nie mogę. Bardzo jesteś zmęczony? — zapytał po przeczytaniu listu. Zaprzeczyłem, chociaż ciągłe wyjazdy dawały mi się mocno we znaki. Wypiliśmy po szklaneczce wina owocowego, które przygotowała moja żona, porozmawialiśmy chwilę razem z żołnierzami i poszliśmy obaj w las".